Logo portalu

Resovia Rzeszów: Powrót do pierwszej ligi po 15 Latach – wywiad z Michałem Gabińskim i Wojciechem Szpyrką

Resovia Rzeszów: Powrót do pierwszej ligi po 15 Latach – wywiad z Michałem Gabińskim i Wojciechem Szpyrką

"Jak Tworzyć to historię" – to hasło ciągle przewijało się w wypowiedziach i mediach społecznościowych Resovii Rzeszów. Wywiad, który odbył się już jakiś czas temu, ukazuje nie tylko triumf drużyny, ale również jej nieustanne dążenie do sukcesu. Po awansie zarząd nie zwolnił tempa – przygotowują się do kolejnego sezonu, ogłaszają już pierwsze transfery - po 15 latach do drużyny wraca wychowanek Kacper Młynarski.

Sezon koszykarski 2023/2024 był pełen emocji i niezapomnianych momentów dla drużyny z Rzeszowa. Seria ponad dwudziestu zwycięstw, ciężka praca zawodników, całego sztabu oraz zarządu, a także wsparcie kibiców przyczyniły się do stworzenia niezapomnianej atmosfery i upragnionego awansu drużyny do pierwszej ligi po 15 latach. Mieliśmy przyjemność porozmawiać z dwoma zawodnikami Resovii – Michałem Gabińskim oraz Wojciechem Szpyrką.

W naszym wywiadzie nie tylko podsumowaliśmy cały sezon, ale również zajrzeliśmy za kulisy meczów, dowiedzieliśmy się, jakie emocje towarzyszyły zawodnikom oraz co znaczyła dla nich gra przed własną publicznością. Na koniec porozmawialiśmy o ich dalszych planach i marzeniach związanych z karierą koszykarską.

Panowie, to był bardzo ciężki i długi sezon dla Was. Zapisujecie kolejną, bardzo ważną kartę w historii rzeszowskiej koszykówki. Od przyszłego sezonu Resovia Rzeszów zagra w pierwszej lidze koszykówki. Jak się teraz czujecie? Emocje opadły?

Wojtek Szpyrka: Emocje już opadły. Bardzo się cieszymy z tego awansu. Był to ciężki sezon dla nas wszystkich, bo były problemy zdrowotne, ale to był też bardzo długi sezon. Dużo meczów takich teoretycznie o nic. Tym bardziej cieszymy się, że udało się awansować. Mamy trzecie miejsce, ale wiadomo, że zawsze mogło być wyżej.

Michał Gabiński: Najważniejsze jest to, co powiedział już Wojtek – że sezon zakończył się sukcesem, pomimo bardzo długiego sezonu, gdzie sześć z dziewięciu miesięcy było tak naprawdę grane o nic. Cała trudność w tej niższej klasie rozgrywkowej polega na tym, że gdy wygrywa się 30-40 punktami, trzeba cały czas utrzymać koncentrację na najwyższym poziomie i pilnować dyscypliny, żeby cały czas zespół robił postępy, bo musi być najlepszy właśnie w maju, gdy zaczynamy grać już o coś.

Wojtek, dla Ciebie jako rzeszowianina ten awans musi smakować naprawdę wyjątkowo.

WS: Zdecydowanie! Pamiętam jeszcze, jak chodziłem na mecze 15 lat temu, kiedy grali moi bracia – Jarek i Karol. Taki awans z drugiej do pierwszej ligi jeszcze bardziej cieszy. Wcześniej awansowałem z drugiej do pierwszej ligi z KK Warszawa, ale to nie był ten sam smak awansu i nie było takiej samej euforii. Awans u siebie w mieście to coś wspaniałego.

Michał, Ty jesteś najbardziej utytułowanym zawodnikiem drużyny, masz największe doświadczenie. Jak ten awans ma się do innych Twoich sukcesów?

MG: Nie ma dwóch tych samych sezonów, nie ma dwóch tych samych drużyn. Każdy awans, każdy medal, który udało się zdobyć, jest inny. Przy każdej analizie zawsze podkreślam, że zawsze przyjemniej jest wygrać ostatni mecz, dlatego często ten brązowy medal dużo lepiej smakuje niż medal srebrny, bo kończy się porażką.

Początek sezonu nie był dla Was najłatwiejszy. Pierwsze mecze graliście na wyjeździe, straciliście kilka punktów. Dopiero
w listopadzie rozegraliście swój pierwszy mecz w Rzeszowie na nowej hali. Potem zaczęła się piękna seria zwycięstw, doping kibiców na hali zrobił swoje, wrócił Dawid Zaguła po kontuzji, a do drużyny dołączył Bartek Czerwonka.

WS: Na pewno był to duży impuls. Straciliśmy kilka punktów, jak powiedziałaś, ale w drugiej lidze jest to specyficzne i bardzo ważne, żeby mieć tę przewagę parkietu, bo jak widać, u siebie żadnego meczu nie przegraliśmy.

MG: Na początku roku, gdy rozmawiałem z zarządem, taki był plan – żeby przed drugą rundą pozyskać zawodników i udało się pozyskać Bartka. Wiedzieliśmy też, że wróci po kontuzji Dawid. Mimo że Dawid był kontuzjowany, to jeździł z nami na wszystkie mecze, rehabilitował się i odegrał bardzo ważną rolę w końcówce sezonu. Udało się awansować na hali przy świetnej atmosferze. Tutaj liczyła się nie ilość, a jakość, bo na nasze mecze przychodziło około 800 kibiców, którzy robili hałas jakby było ich 2000. To jest niesamowite, że kończąc karierę w wieku 37 lat, można grać o coś przy takiej atmosferze.

Jak wcześniej wspomnieliście, ciężko jest po pół roku przestawić się na grę o znacznie wyższą stawkę. Mimo tak wysokiej porażki
z Łodzią pokazaliście, jak silnym zespołem jesteście i jak szybko potrafiliście się odbudować oraz walczyć dalej o awans.

MG: Nieważne, czy po takiej serii przegrywa się 1 czy 50 punktami. Przegrany mecz to po prostu przegrany mecz. Po drugie, z tyłu głowy mieliśmy to, że są mecze z Warszawą. Po trzecie, po przegranym meczu w Łodzi jednym punktem byłoby rozpamiętywanie, że mogliśmy to wygrać, wystarczyło odłożyć jedną zbiórkę. W Łodzi w pewnym momencie przestaliśmy grać, a zespół przeciwników poszedł za ciosem. Nie rozpamiętywaliśmy tego i zamknęliśmy ten rozdział. To kiedyś powiedział mi bardzo doświadczony zawodnik – w NBA nikt nie rozpamiętuje porażek, w Eurolidze tak samo, bo po prostu nie ma na to czasu.

WS: Ja w zupełności zgadzam się z tym, co Michał powiedział. Mieliśmy w głowie swój cel, żeby po prostu awansować. Gdy przyszedł trener Piechucki do naszej drużyny, nie patrzył, z kim gramy – z lepszym czy gorszym zawodnikiem. My cały czas ciężko pracowaliśmy, robiliśmy swoją robotę i to zaprocentowało w ostatnim etapie play-off, bo ostatnie mecze wygrywaliśmy w samych końcówkach.

Dzięki wam, waszej pracy i całego klubu, wraca moda na koszykówkę w naszym mieście. Bilety bardzo szybko się wyprzedawały, kibice również dopingowali was na wyjazdach. Dostarczyliście wszystkim wielu emocji.

WS: Gra przy swoich kibicach jest dużo bardziej motywująca niż gra na wyjeździe. Ze strony kibiców czuliśmy cały czas to wsparcie – czy to u siebie, czy na meczach wyjazdowych. Czuliśmy, że mamy przewagę szóstego zawodnika na każdym meczu. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni naszym kibicom.

MG: Kiedy przyjechałem i udzieliłem pierwszego wywiadu, powiedziałem, że misja na ten sezon to przywrócenie mody na koszykówkę w Rzeszowie. Oczywiście była taka baza kibiców Resovii z różnych dyscyplin, a teraz będziemy mieć bazę kibiców koszykarskiej Resovii z prawdziwego zdarzenia. Oni oczywiście będą trudniejszym kibicem, bo będą więcej od klubu wymagać.

Druga liga różni się pod wieloma względami od pierwszej, a przede wszystkim jest bardziej wyrównana.

MG: To już jest przede wszystkim zaplecze Ekstraklasy i profesjonalna liga. Tam już bardzo rzadko ktoś łączy granie z pracą, a meczów w tygodniu jest więcej. Bardzo rzadko zdarza się mecz, gdzie jest różnica 20 punktów, więc to jest dla kibiców koszykówki bardzo dobre, bo w każdym meczu będą emocje. Ja uważam, że nie ma sensu dla takiej publiczności i organizacji, aby wegetować – musi być ciągły rozwój.

WS: Pierwsza liga jest bardziej fizyczna, jest szybsza, poukładana i tak jak znowu Michał powiedział, jest więcej wyrównanych meczów, w których się tak naprawdę walczy od samego początku. Tutaj już praca całego zespołu polega na tym, żeby dostosować się do tej pierwszej ligi jak najszybciej.

Śmiało można powiedzieć, że byliście drużyną przez duże “D”.

WS: Tak, ale tylko drużyny przez dużą literę “D” mogą osiągnąć cel. Na każdym naszym meczu było bardzo dużo atrakcji; prezentacja drużyny przez zgaszonym świetle, występy taneczne w przerwach. Myślę, że w imieniu całej drużyny mogę podziękować kibicom
i zarządowi, bo stanęli na wysokości zadania, wykonali kawał całej dobrej roboty na nic nie mogliśmy narzekać. Wszystko było! Z tego powodu jesteśmy bardzo zadowoleni.

MG: Organizacja jest profesjonalna; profesjonalne social media, jeździmy na mecze dzień wcześniej. Dzięki pracy naszego trenera od przygotowania motorycznego Szymona Szymańskiego, fizjoterapeuty i dzięki temu jak ciężko wszyscy pracowaliśmy przez cały rok,
w tych najważniejszych meczach był największy gaz. Mamy cały sztab, pracują tam serdeczni ludzie i niejeden klub może się od Resovii uczyć. Nie ma się czego bać, bo jeśli w tym roku to wyglądało tak, to dlaczego w kolejnym roku miałoby się nie udać?

Rozmawiała Aleksandra Kocot

Fot. Archiwum prywatne Resovia Rzeszów 

Galeria zdjęć